Nie miałam do tej pory styczności z polskimi czekoladami słodzonymi maltitolem (testowałam tylko hiszpańskie czekolady Torras) bardzo mnie więc zainteresowały czekolady Wawel, któe wypatrzyłam przy okazji wizyty w Netto w Tomaszowie Mazowieckim (wypad na długi weekend :) ).
Wzięłam obie czekolady, czyli mleczną i gorzką.
Jeśli chodzi o gorzką, to o jej recenzję poprosiłam męża, który jest koneserem gorzkich czekolad i potrafi je docenić znacznie bardziej niż ja - widocznie do gorzkiej czekolady muszę jeszcze dojrzeć smakowo, bo cały czas nie mam do niej pełnego przekonania.
Mój Osobisty Mężczyzna (MOM) docenił wysoką zawartość kakao (powyżej 70%), uznał jednak, że surowiec jest nieco gorszej jakości niż w znanych mu czekoladach gorzkich z kakao z upraw organicznych. Zdaniem MOMa przejawia się to nie tyle w smaku, co w satysfakcji po zakończeniu jedzenia, która w przypadku czekolady Wawel miałaby być mniejsza. Pomimo tego, że jest mocno wyczulony na substancje słodzące, uznał, że maltitol mu pasuje i nie wyczuwa w tej czekoladzie sztuczności.
Jeśli chodzi o mleczną czekoladę, chętnie się zabrałam za jej ocenianie, jako mleczno-czekoladoholiczka z bogatym doświadczeniem :)
Czekolada wygląda i pachnie tak samo jak każda mleczna czekolada, jest może minimalnie bardziej matowa. Po przełamaniu widać, że ma bardziej kruchą konsystencję niż tłusto-kremową. Smakuje nieźle, delikatnie, nie wyczuwam posmaku substancji słodzącej. Dla mnie jest troszkę za mało słodka. Po zjedzeniu paska tej czekolady zrozumiałam, co ma na myśli Mom mówiąc o niedostatecznej satysfakcji - czekolada jest smaczna, nie sposób przyczepić się do jej smaku lub czegoś mu zarzucić, ale nie daje spodziewanej błogości po łasuchowaniu, której oczekuję po pozwoleniu sobie na czekoladę.
Trzeba oddać obu czekoladom, że są zdecydowanie mniej kaloryczne od swoich tradycyjnych odpowiedniczek, oszczędność sięga około 100kcal na tabliczce. Należy też wspomnieć o znacznie niższej zawartości węglowodanów - spośród 50g w czekoladzie mlecznej aż 38g to alkohole wielowodorotlenowe zwane inaczej alkoholami cukrowymi lub poliolami. Poliole są nie w pełni przyswajalne, co znaczy, że można je w części traktować jako węglowodany brutto - z których kalorie można pominąć w dziennym bilansie kalorycznym. Niestety z tego co wiem na chwilę obecną nie ma jednoznacznych wyników badań co do tego jaka część węglowodanów cukrowych w poszczególnych substancjach tego typu miałaby być nieprzyswajalna.
Postanowiłam wypróbować czekolady w ciastkach, na które przepis jest dość popularny w internecie, ale ponownie zwrócił moją uwagę gdy na swoim profilu FB opublikował je ostatnio guiltfree.pl proponując zastąpienie masła orzechowego uwielbianym przeze mnie odtłuszczonym masłem orzechowym PB2.
Jeśli chodzi o gorzką, to o jej recenzję poprosiłam męża, który jest koneserem gorzkich czekolad i potrafi je docenić znacznie bardziej niż ja - widocznie do gorzkiej czekolady muszę jeszcze dojrzeć smakowo, bo cały czas nie mam do niej pełnego przekonania.
Mój Osobisty Mężczyzna (MOM) docenił wysoką zawartość kakao (powyżej 70%), uznał jednak, że surowiec jest nieco gorszej jakości niż w znanych mu czekoladach gorzkich z kakao z upraw organicznych. Zdaniem MOMa przejawia się to nie tyle w smaku, co w satysfakcji po zakończeniu jedzenia, która w przypadku czekolady Wawel miałaby być mniejsza. Pomimo tego, że jest mocno wyczulony na substancje słodzące, uznał, że maltitol mu pasuje i nie wyczuwa w tej czekoladzie sztuczności.
Jeśli chodzi o mleczną czekoladę, chętnie się zabrałam za jej ocenianie, jako mleczno-czekoladoholiczka z bogatym doświadczeniem :)
Czekolada wygląda i pachnie tak samo jak każda mleczna czekolada, jest może minimalnie bardziej matowa. Po przełamaniu widać, że ma bardziej kruchą konsystencję niż tłusto-kremową. Smakuje nieźle, delikatnie, nie wyczuwam posmaku substancji słodzącej. Dla mnie jest troszkę za mało słodka. Po zjedzeniu paska tej czekolady zrozumiałam, co ma na myśli Mom mówiąc o niedostatecznej satysfakcji - czekolada jest smaczna, nie sposób przyczepić się do jej smaku lub czegoś mu zarzucić, ale nie daje spodziewanej błogości po łasuchowaniu, której oczekuję po pozwoleniu sobie na czekoladę.
Trzeba oddać obu czekoladom, że są zdecydowanie mniej kaloryczne od swoich tradycyjnych odpowiedniczek, oszczędność sięga około 100kcal na tabliczce. Należy też wspomnieć o znacznie niższej zawartości węglowodanów - spośród 50g w czekoladzie mlecznej aż 38g to alkohole wielowodorotlenowe zwane inaczej alkoholami cukrowymi lub poliolami. Poliole są nie w pełni przyswajalne, co znaczy, że można je w części traktować jako węglowodany brutto - z których kalorie można pominąć w dziennym bilansie kalorycznym. Niestety z tego co wiem na chwilę obecną nie ma jednoznacznych wyników badań co do tego jaka część węglowodanów cukrowych w poszczególnych substancjach tego typu miałaby być nieprzyswajalna.
Postanowiłam wypróbować czekolady w ciastkach, na które przepis jest dość popularny w internecie, ale ponownie zwrócił moją uwagę gdy na swoim profilu FB opublikował je ostatnio guiltfree.pl proponując zastąpienie masła orzechowego uwielbianym przeze mnie odtłuszczonym masłem orzechowym PB2.
Ciecierzycowe ciastka light z czekoladą bez cukru i PB2
Wartości odżywcze 1 ciastka: 76kcal, 2,9g białka, 11,5g węglowodanów, 2,5g tłuszczu
Składniki
/10 ciastek/
- 180g ciecierzycy z puszki
- 53g PB2
- 57g miodu lub błonnika rozpuszczalnego
- 45g mlecznej czekolady bez cukru Wawel
- szczypta soli
- 2 łyżki wody
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- Ciecierzycę odcedzić, zmiksować na jednolitą masę z wodą i miodem.
- Do masy dodać suche składniki, wymieszać.
- Na koniec do masy dodać pokruszoną czekoladę.
- Formować na blasze kleksy, piec 10 minut w 175 stopniach.
Zdania na temat tych ciastek były w moim domu podzielone. Mojemu mężowi smakowały, i to bardzo. Ja widzę w nich potencjał, ale same w sobie trochę mnie rozczarowały - nie odpuszczam, zrobię do nich jeszcze jedno podejście i podzielę się z Wami wynikami eksperymentu.
Zaskoczyło mnie to, że to pierwsze ciastka z surowca fasolopodobnego, w których wyraźnie wyczuwam smak strączków i przyznam, że trochę mi to przeszkadzało. Chciałabym, żeby ciastka były troszkę mniej mokre i trochę bardziej kruche. Na plus oceniam obecność PB2, czuję jego smak i to mi pasuje.
Myślę, że następnym razem połowę ciecierzycy zastąpię bananami, dodam trochę więcej miodu lub wspomogę go stewią i chyba będę piec nie 15, a 20 minut.
Tuż po upieczeniu ciastka były całkiem podobne do tych ze zdjęcia oryginalnego - ale bardzo szybko zawarta w ciastkach czekolada połączyła się z resztą masy ciastowej tworząc jednolitą strukturę. Nie wiem, czy to kwestia użycia czekolady bez cukru, chyba raczej nie.
To efekt braku glutenu. Wszystkie bezglutenowce czy to ciasta czy ciastka mają konsystencję miękkiego brownie a nie chrupiąco - puszystą :-/ Taki los! Można się z tym pogodzic lub nie i wcinać glutenowe z mąki pszennej...
OdpowiedzUsuń