Mąż: Może byśmy zjedli naleśniki?
Ja: Super, mam nawet pomysł jakie - i wyciągam z szuflady papierową saszetkę.
Mąż: Eeee, z torebki to nie chcę, chciałem normalne, zrobię sobie kanapkę
Nie ma sprawy, zabieram się więc za szukanie miseczki. Ta torebka, którą tak wzgardził mój szanowny małożonek :) to proszek do przygotowania proteinowych naleśników DietiMeal - ja mam smak neutralny, są jeszcze cytrynowe, pomarańczowe i chyba bekonowe.
Zawartość torebki mieszam z wodą i rozrabiam widelcem - idzie łatwo, nie robią się grudki. Konsystencja jest mocno wodnista, trochę się obawiałam, że z tak 'cienkiego' ciasta mogą się nie udać naleśniki. Zgodnie z instrukcją odstawiam na 2-3 minuty - ciasto ma zgęstnieć i faktycznie tak się dzieje. Patelnię smaruję pędzlem odrobinką oleju i wylewam pierwszą porcję ciasta.
Gdy pęcherzyki powietrza pokrywają powierzchnię smażonego ciasta odważam się przerzucić naleśnik na drugą stronę (z jednoczesnym robieniem zdjęć nie jest to łatwe!) i okazuje się, że nie tylko naleśnik się nie rozpada, ale też się cudnie zezłocił - to oczywiście zasługa tej kapki oleju, którą rozsmarowałam po patelni.
Zabieram się za drugiego naleśnika, tym razem nie natłuszczam już po raz drugi powierzchni patelni - naleśnik ma powierzchnię bardziej biszkoptową, to ten z prawej na zdjęciu - przyrumienia się ładnie i nie klei do patelni, ale nie ma tej złocistej, chrupkawej skorupki - coś za coś :)
Gdy pęcherzyki powietrza pokrywają powierzchnię smażonego ciasta odważam się przerzucić naleśnik na drugą stronę (z jednoczesnym robieniem zdjęć nie jest to łatwe!) i okazuje się, że nie tylko naleśnik się nie rozpada, ale też się cudnie zezłocił - to oczywiście zasługa tej kapki oleju, którą rozsmarowałam po patelni.
Zabieram się za drugiego naleśnika, tym razem nie natłuszczam już po raz drugi powierzchni patelni - naleśnik ma powierzchnię bardziej biszkoptową, to ten z prawej na zdjęciu - przyrumienia się ładnie i nie klei do patelni, ale nie ma tej złocistej, chrupkawej skorupki - coś za coś :)
Pierwszego naleśnika zrobiłam z kiełkami i pokrojoną na kawałeczki szynką, złożyłam na pół i powstało mi coś w rodzaju półotwartej pity. Naleśnik był smaczny, ale co ciekawe, miałam wrażenie, że nie jest w pełni neutralny w smaku, ale że sam w sobie jest jakby lekko słodki i faktycznie - na ostatnim miejscu listy składowej jest sukraloza; mimo to i tak zjadłam go ze smakiem, bo smak słodyczy nie jest dominujący.
Drugiego naleśnika potraktowałam odtłuszczonym masłem orzechowym (PB2) rozrobionym z wodą w takiej proporcji, żeby wyszedł krem gęsty jak zwykłe masło orzechowe. I to było megapyszne połączenie - naleśniki z masłem orzechowym light na sobotnie śniadanie to jest bardzo dobry początek dnia :) W tym zestawie delikatna słodkość naleśnika wspaniale pasowała do masła orzechowego.
A wiecie, jaka jest puenta? Gdy jadłam w milczeniu śniadanie robiąc zapiski co do moich wrażeń smakowych mąż znacząco wciągał powietrze nosem delektując się zapachem świeżo smażonych naleśników. Wreszcie nie wytrzymał i zapytał: Mogę spróbować tego twojego naleśnika? Podsunęłam mu pod nos swój talerz i odgryzł kawałek naleśnika a gdy przełknął zapytał:
Masz jeszcze te saszetki? Zrobię sobie na drugie śniadanie...
:)
Dla porządku podaję wartości odżywcze dwóch naleśników proteinowych przygotowanych z 1 saszetki, smażonych na niepełnej małej łyżeczce oleju rzepakowego + porcja masła orzechowego PB2 (30g) + wędzona pierś z indyka i kiełki:
no i te wartości odżywcze są najlepszą reklamą ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego zostawiłam je na koniec :)
Usuńświetne śniadanie:)
OdpowiedzUsuńOj tak :)
UsuńTak mało kcal, tak dobre śniadanie ;)
OdpowiedzUsuńSycące na kilka godzin śniadanie i tylko 200kcal!
Usuń